– Ja już miałem coachingi proszę pani. Mówili mi co mam robić, ale to nie dla mnie.

– Coach panu mówił, co trzeba zrobić?

– No tak.

– Aa. To nie coaching pan miał tylko mentoring.

– A to przecież to samo chyba?

– Nie do końca. Coś panu opowiem:

„Pewnego razu w dużym mieście żył sobie pan Coach i pan Burnout. Któregoś dnia pan Burnout był tak zmęczony, że idąc rano do pracy zgubił się w plątaninie małych uliczek. Bardzo się zezłościł. W tym samym czasie, w tym samym miejscu znalazł się pan Coach. Zrezygnowany pan Burnout poprosił go o pomoc w znalezieniu drogi. Nie wiedząc gdzie pan Burnout pracuje i widząc jego zmęczenie pan Coach wsparł go ramieniem i krok po kroku, przystając co jakiś czas by sprawdzić kierunek, dotarli w końcu na miejsce.

Pan Burnout chcąc się odwdzięczyć panu Coachowi zaprosił go do środka na herbatę. Miał zakład wyrabiania swetrów. Wewnątrz było ciemno i więcej splatanej wełny zalegało po kątach niż było ubrań na sprzedaż. Jednak te kilka swetrów, które wisiały na wystawie, było naprawdę pięknych. Ciepłe, mięciutkie, kolorowe i kunsztownie utkane.

– Widzę, że sprzedaje pan wspaniałe swetry! – zachwycił się pan Coach.

– A, może i tak, ale coraz mniej klientów przychodzi i chce je kupować, a ja już nie mam weny by wymyślać nowe wzory. Inni robią to lepiej niż ja.

Pan Coach rozejrzał się po zakładzie wyściełanym zasupłanymi nitkami a potem spojrzał na pana Burnouta. Jego sweter był czysty, ale cienki, znoszony i staromodny.

Pan Coach podszedł do okna i odsłonił je wpuszczając do wnętrza ciepłe, poranne słońce. W tym momencie pan Burnout zorientował się jaki nieporządek panuje dookoła i pospiesznie zaczął zbierać wełnę z podłogi. Wtedy jedna z kolorowych nitek przykuła jego uwagę i zatrzymała go na chwilę w bezruchu.

– Wie pan, z tej wełny zrobiłem swój pierwszy sweter. – Uśmiechnął się do pana Coacha – Bardzo ją lubię. Przypomniała mi dlaczego otworzyłem ten zakład.

Pan Coach pociągnął i naprężył lekko kolorową nitkę, a pan Burnout sprawnie ją rozplątał, nawinął na kłębek i umieścił na półce.

Co jakiś czas pan Coach odwiedzał zakład produkcji swetrów, pił z panem Burnoutem herbatę i pomagał mu nawijać kłębki, których teraz więcej stało w kolorowych rządkach na regale, niż poniewierało się w nieładzie na podłodze. Pan Burnout chętnie opowiadał o tym, co stworzył z danej wełny a z czasem zaczął też planować do czego jeszcze mógłby jej użyć. Okna były zawsze szeroko odsłonięte, a w środku robiło się coraz bardziej jasno i przytulnie.

Ostatniego dnia pan Burnout zaprezentował panu Coachowi projekt nowego swetra i pokazał elegancką wełnę, z której chce go zrobić.

– Ten będzie dla mnie. Mój stary sweter jest wygodny, ale już mi nie pasuje. Dziś przyszło wielu klientów i dostałem swoje pierwsze zamówienie na płaszcz. Zatem czas na nowe, odpowiedniejsze ubranie. – powiedział z dumą, po czym dodał – Dziękuję.

– Ja też dziękuję – uśmiechnął się pan Coach – że mnie pan wtedy poprosił o pomoc i że mogłem pana poznać”.

– I jak podobała się panu ta opowieść?

– Wie pani, ja raczej nie potrzebuję swetra…

– (cisza)

– Ale przydałyby mi się rękawiczki. Żebym nie obawiał się tak bardzo dotykać różnych rzeczy bojąc się, że mnie oparzą.